Italia, Bergamo

ostatnie zwiedzanie i pyszna pizza

10 grudnia 2011; 1 010 przebytych kilometrów




bergamo



Miałam wcześniej wstać, ale nic z tego ;)
Po śniadaniu poszłam do Cita Alta. Tym razem już dobrą drogą ;)

Na początek Museo di Scienze Naturali (wstęp bezpłatny). Chciałam przywitać się z mamutami - dużym i małym, które są wizytówką muzeum. To rekonstrukcja oczywiście i wcale nie są jakieś super wielkie, ale bardzo sympatyczne :) Dalej zwierzaki, skamieliny, minerały, speleologia, czyli jak dla mnie same fajne rzeczy! Super, że można niektórych dotknąć, skóry krokodyla chociażby, i pooglądać pod mikroskopem. Są i nagrania głosów różnych zwierząt. Dla dzieciaków super. No i dużo opisów w Braille'u - pozytywnie. Szkoda, że nie ma opisów po angielsku, ale za to można się uczyć nazw zwierząt po włosku ;)
Museo Archeologico też jest za free, ale nie idę, bo już czasu brak.

Idę za to przez Piazza Vecchia do San Francesco. Tym razem znajduję bez problemu, bo wczoraj zlokalizowałam go z góry.
Hmm, cóż z tego, skoro San Francesco jest zamknięte? Wczoraj pani w Campanone mówiła, że dziś już będzie otwarte. Dobrze choć, że po dziedzińcach można połazić - urokliwe miejsce, gdy nie ma tu nikogo. Jest też mała wystawa zdjęć z czasów wojny i po, którą można obejrzeć, ale bez znajomości języka mało ciekawe.

Mam jeszcze trochę czasu, więc wracam na Piazza Vecchia. Dzwony pięknie biją. Czas na ostatniego gelato. Grzeję się na słonku, które właśnie zza chmur wyszło. Może warto by zjeść jeszcze jakiś mały konkret przed wylotem? W pobliżu ruchliwa samoobsługowa knajpka. Mają pizzę na kawałki, podobną jak w Rzymie. Proszę o kawałek. Pomyliły mi się słówka i w rezultacie pani pakuje mi na wynos. Ooooops. Cena z lekka powala, no ale cóż, pizza jest rewelacyjna, z serem i świeżymi pomidorami :) W dodatku najadłam się tym kawałkiem porządnie.

Nic, czas się zbierać. Tym razem drogę odnajduję bezbłędne i przez Porta Lorenzo schodzę w dół do Valverde.
Zabieram plecak i idę na przystanek. Z autobusu wysiadam trochę za wcześnie, wsiadam w następny i nieco okrężną drogą podążam w kierunku dworca. Wysiadam przy Puorta Nuova i stąd idę już pieszo - to rzut beretem ;) A przynajmniej choć trochę mogę jeszcze zobaczyć Cita Bassa. Tylko na fotkę zabrakło czasu, bo autobus na lotnisko akurat przyjechał. Dojazd zajmuje niecałe dwadzieścia minut.
Okazuje się, że po przylocie widziałam tylko mały kawałek lotniska. Tak naprawdę nie jest wcale takie małe. Czas na przepakowanie plecaka i do bramek, bo kolejka spora. Na szczęście bardzo sprawnie idze. Przez okno widać startujące Benki.
Po trzeciej i my startujemy. I znów nad Alpami, tym razem jest jeszcze jasno, więc wszystko ładnie widać. Gdzieś nad Niemcami na dole pełno śniegu.